poniedziałek, 24 czerwca 2013

Piernikowe miasto

Któż nie lubi pierników! Studenci studia Toruń co prawda powinni się nie liczyć, bo wiadomo, ze studentowi smakuje wszystko co „może do gęby włożyć”, no ale, jak sądzę, nawet najbardziej wybrednym „słodyczowym” smakoszom pierniki nasze toruńskie smakować będą z pewnością.
Przecież nie z byle powodu można już w prawie każdym większym mieście w Polsce zobaczyć sklepy z szyldem „Toruńskie Pierniki”, a i kto wie – może niebawem także będzie można je kupić w dużych miastach w całej Europie (tak w ogóle to nie wiem, czy już przypadkiem nie ma takiego sklepu, trzeba by to sprawdzić). Toruńskie pierniki są już wszędzie, nie tylko w naszym mieście, waśnie dlatego, że są takie pyszne i wszędzie chce się je jeść!
Jednak oczywiście sposób wypiekania naszych pierniczków wciąż jest sekretem! Nikt nie zna tajemniczego przepisu, chociaż jakich składników należy użyć, to powszechnie wiadomo. Sęk w tym, ze cała magii tkwi w proporcjach – także kto ich nie zna – temu z pewnością nie uda się wypiec tak idealnych pierników! I wyobraźcie sobie, ze przez setki lat, że przez całe wieki, wielu się trudziło, by ten sekret poznać i odkryć te idealne proporcje do sporządzenia piernikowego ciasta, ale jeszcze nikomu się to nie udało! Co prawda mój znajomy z kierunku
administracja Toruń (taki typowy urodzony bajkopisarz) uważa, że jego babci udało się odkryć te proporcje, ale teraz ona uważa, że to jej tajemnica i pilnie jej strzeże i nikomu nie powie… Tak, tak – oczywiście! Wszyscy przecież doskonale wiedzą, ze odkrycie tego przepisu jest niemożliwe.
Ja się tym jednak nie przejmuje – ani mi się śni, by się męczyć w kuchni z wypiekami – wolę się udać na Stary Rynek i kupić pół kilo najlepszych na świecie toruńskich pierników!

piątek, 14 czerwca 2013

Toruń pod wodą



I koniec zimy. Nie wiem czy chwilowy, czy nie, ale chyba powoli nawet zaczyna mnie to irytować. Kiedy wracałam po Sylwestrze do miasta, jechałam pociąg i przejeżdżałam przez most na Wiśle, na prawo Toruń wydawał mi się jedną wielką kałużą… albo jak ‘zmokła kura”. Wiecie, że nie znoszę zimy, ale czegoś takiego to także nie lubię! Nawet jeszcze bardziej! Zresztą buty mi przemakają i notorycznie wracam do domu z mokrymi skarpetkami, a to, jak wiadomo, ani nie jest przyjemne, ani dla zdrowia nie dobre. I tylko siostra się ze mnie śmieje, że wywieszam te wszystkie skarpetki na kaloryferze. Do tego nie raz, nie dwa zawiśnie tam cała moja garderoba, jak się rozpada najmocniej akurat kiedy to ja wracam do domu. Pech to pech. Generalnie staram się nie zapominać, by zabierać ze sobą parasol, ale z racji tego, że cierpię na permanentną sklerozę, to jednak zdarza mi się…
Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie ma słońca. Już nawet można jakoś przeżyć, tak od czasu do czasu, te przemoczone do suchej nitki skarpetki, ale brak słońca?... To dopiero straszne! Wiecie, że potwierdzone przez badania naukowe jest to, że promienie słoneczne powodują wydzielanie endorfiny, czyli hormonu szczęścia – czyli, kiedy mamy dostatecznie dużo słońca czujemy się o wiele szczęśliwsi, aniżeli wtedy, kiedy ciągle nasze słoneczko chowa się za chmurami. Ja powiem więcej – kiedy są chmury, to ja wpadam w depresję. Wszystko wygląda tak smutno – nawet Mikołaj Kopernik na naszym pięknym rynku taki smutny i jakiś przybity, ulica Szeroka tez jakby płakała, Wisła zdaje się być brudniejsza niż zwykle, a kamieniczki mniej okazałe. Ludzie chodzą jacyś wytrąceni z równowagi i widać, że każdy myśli tylko o tym, by w końcu dotrzeć do domu. Może inni tez są źli, bo im przemakają buty?
Wszystko przez ten niedostatek słońca. Ostatnio tylko pada, a niebo wciąż zasnute jest grubą warstwą chmur –nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam słońce! W dodatku nawet te szarobure dni są strasznie krótkie i nie ma światła…Szybko robi się ciemno, za dnia też nie jest słonecznie –skąd tu czerpać energię? Z jarzeniówki? Z lampki na biurku? Nie wiem, doprawdy nie wiem i nie mam pomysłu. Jakby można było gdzieś kupić, to z chęcią nabyłabym jakieś małe słoneczko, które powiesiłabym sobie w moim pokoju.
Mogłabym je włączać, kiedy tylko zechcę i na pewno wszystko stałoby się łatwiejsze i lepsze - studia Toruń, praca, ludzie… Bo kiedy ma się słońce, to wszystko jest bardziej pozytywne.

środa, 5 czerwca 2013

O zimowych spacerach nad Wisłą…



Co myślicie o zimowym spacerowaniu? Nie jest taka zła ta nasza zima w tym roku, przyznać musicie, trochę tylko tego śniegu nam przyniosła, a i mrozy nie są jakieś straszne – generalnie do przeżycie, chociaż dobrze sami wiecie, że ja zimy nie lubię.
Poszłam z Piotrkiem na spacer z jego dwoma psami wzdłuż Wisły. Na początku nie chciałam słyszeć o żadnych spacerach – przecież to grozi odmrożeniami ciężkim zapaleniem płuc, a przecież teraz zbliża się ciężki czas na studia Toruń i trzeba być zdrowym! Piotrek jednak długo nalegał i gwarantował, że chora nie będę(pod warunkiem oczywiście, że nie zapomnę czapki), nic mi nie odmarznie (pod warunkiem oczywiście, że nie zapomnę rękawiczek) i z całą pewnością trochę ruchu na świeżym powietrzu mi się przyda i będę w lepszym humorze pełna energii. Nie chciało mi się wierzyć, że zimowy spacer może mieć aż z tyle plusów, ale w końcu się zgodziłam i o trzynastej w sobotę spotkaliśmy się koło krzywej wierzy. Trochę wiało nad samą Wisłą, zresztą trudno się dziwić, bo tam zawsze wieje, ale porządna czapa-pilotka rzeczywiście dobrze spełniała swoją rolę. Psy Piotrka były niewiarygodnie szczęśliwe, że mogą sobie pohasać po śniegu, a ja, rozejrzawszy się dokoła, stwierdziłam, że dawno nie widziałam tak pięknej zimy! Widzieliście jak cudownie wyglądają zaśnieżone błonia nadwiślańskie?! Jeżeli, tak jak boicie się zimowych spacerów, to musicie się przełamać – widok jest niesamowity! Strasznie tylko żałowałam, że nie wzięłam mojego aparatu fotograficznego! Można na by zrobić przecudowną sesję fotograficzną! Piotrek śmiał się z mojego entuzjazmu i w kółko powtarzał „a nie mówiłem”. Faktycznie, miałam wcześniej wizję, będzie potrzeba wzywania pomocy, jakieś /ratownictwo medyczne Toruń do moich odmrożonych palców… A tymczasem – nic z tych rzeczy! I rzeczywiście, po tym spacerze, czułam się sto razy bardziej pełna energii i jednocześnie zainspirowana pięknej zimowego Torunia!