środa, 28 sierpnia 2013

Piernikowe miasto



Któż nie lubi pierników! Studenci studia Toruń co prawda powinni się nie liczyć, bo wiadomo, ze studentowi smakuje wszystko co „może do gęby włożyć”, no ale, jak sądzę, nawet najbardziej wybrednym „słodyczowym” smakoszom pierniki nasze toruńskie smakować będą z pewnością.
Przecież nie z byle powodu można już w prawie każdym większym mieście w Polsce zobaczyć sklepy z szyldem „Toruńskie Pierniki”, a i kto wie – może niebawem także będzie można je kupić w dużych miastach w całej Europie (tak w ogóle to nie wiem, czy już przypadkiem nie ma takiego sklepu, trzeba by to sprawdzić). Toruńskie pierniki są już wszędzie, nie tylko w naszym mieście, waśnie dlatego, że są takie pyszne i wszędzie chce się je jeść!
Jednak oczywiście sposób wypiekania naszych pierniczków wciąż jest sekretem! Nikt nie zna tajemniczego przepisu, chociaż jakich składników należy użyć, to powszechnie wiadomo. Sęk w tym, ze cała magii tkwi w proporcjach – także kto ich nie zna – temu z pewnością nie uda się wypiec tak idealnych pierników! I wyobraźcie sobie, ze przez setki lat, że przez całe wieki, wielu się trudziło, by ten sekret poznać i odkryć te idealne proporcje do sporządzenia piernikowego ciasta, ale jeszcze nikomu się to nie udało! Co prawda mój znajomy z kierunku
administracja Toruń (taki typowy urodzony bajkopisarz) uważa, że jego babci udało się odkryć te proporcje, ale teraz ona uważa, że to jej tajemnica i pilnie jej strzeże i nikomu nie powie… Tak, tak – oczywiście! Wszyscy przecież doskonale wiedzą, ze odkrycie tego przepisu jest niemożliwe.
Ja się tym jednak nie przejmuje – ani mi się śni, by się męczyć w kuchni z wypiekami – wolę się udać na Stary Rynek i kupić pół kilo najlepszych na świecie toruńskich pierników!

piątek, 9 sierpnia 2013

Poznańska wycieczka



Trudo się dziwić, że w Toruniu mamy coraz mniej turystów, skoro tak trudno tu dojechać… Sama się o tym przekonałam, wracając z odwiedzin w Poznaniu u mojej koleżanki, jeszcze z czasów studia Toruń. Jak zwykle Polskie Koleje Państwowe zdołały na sam koniec idealnie popsuć moją wycieczkę i przyprawić mnie o najprawdziwszą irytację.
Był piątek, godzina dziewiętnasta czterdzieści osiem – ostatni pociąg do Torunia. Na szczęście cena dość przyzwoita, bo ze zniżką zapłaciłam piętnaście złotych z groszami, czyli naprawdę nie tak źle. No i zdążyłam na dworzec, wsiadłam do pociągu (był podstawiany w Poznaniu) i siedzę zadowolona i czekam na odjazd… Z chwilowym opóźnieniem (dopuszczalnym) pociąg powoli zaczął Rudzic, ale nie dokulał się nawet porządnie za Most Dworcowy w Poznaniu i… Stanął! Wszyscy pasażerowie (wraz ze mną) byli zdezorientowani. Mało tego – po dziesięciu czy piętnastu minutach stania w tym dziwacznym miejscu, pociąg ruszył, ale… Na wstecznym! Czyli cofnęliśmy się na dworzec. „No pięknie” – pomyślałam i skuliłam się na siedzeniu. Po jakimś kwadransie wsłuchiwania się w wielogłos niezadowolenia współpasażerów i wyrażaniu swojej dezaprobaty ta całą sytuacją, przyszła pani konduktorka i oznajmiła, że czekamy na jakiś opóźniony pociąg i taka była decyzja „odgórna” i nie wiadomo jeszcze ile tu postoimy. No i – jak można było zresztą przypuszczać – rozpętała się burza… I tak tez staliśmy tam kolejne czterdzieści minut!
Zanim na horyzoncie wyłoniło się utęsknione budownictwo Toruń minęło zatem wiele czasu. Jeżeli wiele pociągów miewa takie problemy, to ja się wcale nie dziwię, że ludziom się odechciewa wycieczek! Niech Koleje Państwowe zaczną lepiej funkcjonować, a wtedy turystyka w naszym mieście (i w ogóle – w kraju) z pewnością także ruszy!