środa, 6 marca 2013

Szkoły językowe – hojna babcia poszukiwana!

Marek z kierunku logistyka Toruń
Zapisał się miesiąc temu na przyśpieszony kurs języka angielskiego do jednej ze szkół językowej, która mieści się w centrum Torunia, praktycznie przy samym starym rynku, przy ulicy Szerokiej. Zapłacił za to strasznie dużo pieniędzy, w sumie dzięki hojności jego babci, mógł pozwolić sobie na opłatę z góry za dwa semestry nauki – przyspieszonego kursu języka obcego w renomowanej szkole, na naprawdę wysokim poziomie (a tak swoją drogą, to zaczęłam się zastanawiać, jaką ta jego babcia musi mieć emeryturę… Niby tak kiepską z sytuacją tych wszystkich emerytów i rencistów, a tu babcia Marka tak szasta pieniędzmi, zresztą co chwilę Marek coś mi opowiada o tym, czy o tamtym, co to jego babcia mu zasponsorowała). Ale musze wam powiedzieć, że zazdroszczę mu takiej możliwości, bo w takiej szkole to na pewno się można czegoś nauczyć, czego nie można powiedzieć o większości innych prywatnych szkół językowych w naszym mieście, które często robią wszystko tylko po to by wyciągnąć pieniądze od swoich uczniów, a poziomu językowego ostatecznie nie podwyższają praktycznie w ogóle… Oj już miałam różne przygody w tym temacie… Na pierwszy roku studia Toruń zapisałam się do jednej takiej „szkoły" wyłudzaczy i wyszłam na tym jak Zabłocki na mydle… Oczywiście wszystko na początku brzmiało przepięknie – nowe technologie, nowe metody, przez jakieś relaksacje, inne poziomy skupienia, medytacje i bóg wie co tam jeszcze… Spotkanie promocyjne było naprawdę nieźle zorganizowane, brzmiało pasjonująco i naprawdę jakoś oddziaływało na umysły przybyłych (wciąż podejrzewam jakaś hipnozę!) i większość osób zapisała się do tej „cudownej szkoły". I niestety dobra organizacja skończyła się na tym spotkaniu właśnie, a od momentu wpłacenia pierwszej z dwóch rat za semestr nauki, jakoś wszystkie nadzieje i entuzjazmy prysły… Nagle okazało się, że nowe technologie i super sprzęty się popsuły, native speakerzy nie dotarli, zajęcia były wciąż przekładane, terminy zmieniane, medytacje nie działały (w zasadzie nikt nawet nie wyjawił nam tych magicznych technik) i skończyło się tak, że po sześciu miesiącach i władowania w to sporej kasy, miałam wrażenie, że znam gorzej angielski aniżeli wcześniej… Bez komentarza… Ale teraz z chęcią znalazłabym jakąś równie hojna babcię i zapisałabym się do tej samej szkoły na Szerokiej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz