piątek, 3 maja 2013

Gotowanie z zimowej nudy



Zaraz idziemy zjeść obiad. Czyli technik farmaceutyczny Toruń zgłodniał, a ja także zresztą. Dziś groszek z chlebem. Mięsożerni mają jeszcze jagnięcinę. Mi to odpowiada, bo nie mam wygórowanych potrzeb jeśli chodzi o jadłospis, zresztą dużo ostatnio jem, ale wyobraźcie sobie, że każdy obiad to on normalnie traktuje jakby wykwintne danie dla króla i całego dworu. Jak na moje, to tylko ugotowany groszek (i to w dodatku z mrożonki) czy pokrojony pomidor, no ale dobra… Nie będę niepotrzebnej dyskusji prowadzić.
W Toruniu jakoś nudno ostatnio. Dlatego już zaczynam o obiadach i groszkach wypisywać… A może wcale nie nudno – tylko ja jakaś mniej aktywna. Chyba wszystko przez tę zimę – nawet nie chce mi się ruszyć z domu i pewnie dlatego właśnie postanowiłam zając się gotowaniem. Jak wiecie, ze mnie to nigdy jakaś wybitna kucharka nie była. Ale ostatnio poczyniłam nawet postępy i czasami robię pieczone jabłka (wiem, że to nie jest jakoś wybitnie skomplikowane, ale wszyscy chwalą!), sałatkę z kiełkami pszenicy i zupę z soczewicy, marchewki i cebuli. Paweł zupy nie chce jeść, bo uważa, że jest dla niego za zdrowa. Pff – jak z dzieckiem! Dosłownie… Nie wiem, jakbym mu zrobiła jakieś tłuste frytki, to pewnie byłby zadowolony… A tak marudzi!
Nawet nie wiem co na mieście grają. Nie mam siły sprawdzić, nie chce mi się wychodzić. Nawet nie ma ostatnio takich strasznych mrozów, ale jak już się podniosła temperatura, to oczywiście zerwał się straszny wiatr i też strach z domu wychodzić. Jeszcze z jakiejś gałęzi się dostanie w głowę… To się zdarza niestety. Nie mam siły na pracę, ani na studia Toruń
, choć zapewne powinnam – zaległości mam spore. A ja zamiast tego zajmuję się gotowaniem zupy z soczewicy – skandal!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz